Nigdy specjalnie nie przepadałam za przebieraniem się w śmieszne kostiumy. Może dlatego, że kiedy ja marzyłam o stroju księżniczki, Mama na bal karnawałowy w przedszkolu wystroiła mnie w kostium Sindbada Żeglarza, co zaowocowało urazem psychicznym na resztę życia.
Pająków się boję, horrorów nie oglądam, żeby potem nie biec do łóżka po zgaszeniu światła, cmentarze omijam wieczorami, co w tym roku jest utrudnione, bo mieszkam niedaleko cmentarza właśnie – no, jakoś w całą koncepcję Halloween wpisać się nie mogę. Jedyną rzeczą, która mnie zachwyca są dekoracje. I uroczyście oświadczam, że jeśli kiedyś dorobię się domku z ogródkiem, do Halloween będę przygotowywała się sumienniej – wydrążę dynię i powpycham do niej świeczki, ba, może nawet przyjdzie ten dzień, kiedy się przebiorę w kostium. Bo myślę, że najbliżej mi do czarownicy, więc specjalna charakteryzacja potrzebna nie będzie.
Październik 30, 2012 o 3:40 pm |
dodam, że ja horrorów też nie oglądam. mam traumę i uraz, ale to opowieść na dłuższą historię.
co do pogańskich obrządków- wolę nasze słowiańskie.
i wzdycham sobie czasem z tęsknotą za ostatkowymi przebierańcami.